Dialog w miejsce debaty

Z Anne Dijk i Arjenem Buitelaarem, założycielami holenderskiej sunnicko-szyickiej organizacji Su-Shi rozmawia Arkadiusz Miernik.

Anne Dijk i Arjen Buitelaar. Fot. Noonii Aghili Photography
Anne Dijk i Arjen Buitelaar.
Fot. Noonii Aghili Photography

Jaka idea stoi za „Su-Shi” i w jaki sposób przerodziła się w wasz projekt?

Arjen: Od czasu „arabskiej wiosny” zauważaliśmy wzrost coraz bardziej otwartych napięć między różnymi nurtami islamu, głównie między sunnitami i szyitami. Po obu stronach coraz głośniejsze stawały się głosy skrajne. Sytuacja ta rozwija się oczywiście już od dekad. Widzimy rekrutację ludzi do stref wojennych w krajach, z którymi nie mają nic wspólnego i ogólny wzrost wzajemnej niechęci, braku zrozumienia i bezradności. Punktem szczytowym było zajęcie Mosulu przez siły Państwa Islamskiego. Anne Dijk brała w tamtym czasie udział w programie radiowym na temat różnic i podobieństw między sunnitami a szyitami, podkreślając, że mimo iż różnice nie są tak wielkie, w praktyce trudno jest zebrać obydwie grupy razem nawet na coś tak prostego jak wspólny iftar. Zdecydowałem wtedy skontaktować się z nią bo uznałem, że mówiła gorzką prawdę. Mimo tego, że wielu autorytatywnych uczonych mówi o tym co nas łączy, że jesteśmy braćmi i siostrami, nazywając nawet zwolenników drugiego nurtu „nami samymi” i podkreślając konieczność współpracy, widzieliśmy że wspólnoty po prostu tego nie robią i postanowiliśmy to zmienić.

Anne: Idea jest taka by gromadzić razem sunnitów, szyitów i wszystkie możliwe nurty wewnątrz islamu podczas spotkań na osobistym poziomie i na równej stopie. Nie chodzi oczywiście o tworzenie jednego nurtu czy zacieranie istniejących różnic. Chcemy uzmocnić ummę ucząc się nawzajem o różnicach między nami, jednocześnie walcząc ze stereotypami i uprzedzeniami krzywdzącymi dla obu grup. Stereotypy i kłótnie oparte są często na uprzedzeniach odnoszących się tak naprawdę tylko do marginesów po obu stronach, a nie do głównego nurtu. Prawdziwe poznanie się w bezpiecznej przestrzeni i autentyczne zainteresowanie drugą stroną jest niemal niespotykane. Internetowe dyskusje często schodzą do ostrego języka i kłótni dominowanych przez ekstremistów. Dlatego skupiamy się na małych spotkaniach, tworząc platformę osobistych spotkań i wymiany prawdziwych informacji.

W jaki sposób tworzycie tą bezpieczną i neutralną przestrzeń podczas waszych spotkań? Biorąc pod uwagę poziom podziałów i niechęci jakie czasem wywołują te różnice, wzmacnianych przez obecne wydarzenia na Bliskim Wschodzie, w jaki sposób upewniacie się, że wasze spotkania są od tego wolne?

Anne: Przygotowania do formalnego zainicjowania naszego projektu trwały 1,5 roku i sporą część tego czasu poświęciliśmy na dyskusję właśnie o tym: jak możemy stworzyć bezpieczną i neutralną przestrzeń? Oczywiście nigdy nie ma żadnych gwarancji, uzgodniliśmy jednak pewne jasne zasady. Jedną z nich jest postawienie sobie za cel dialogu a nie debaty. Nie ma u nas miejsca na próby przekonywania innych do swojej prawdy, jest jednak miejsce na szczere pytania. Nie ma mowy o wykluczaniu kogokolwiek z islamu, każdy kto uważa się za muzułmanina jest w Su-Shi traktowany jak muzułmanin. Przed każdym spotkaniem staramy się też uprzedzać ewentualne trudności. Na przykład w ostatni Ramadan kiedy organizowaliśmy iftar przedyskutowaliśmy najpierw co zrobić z praktycznymi różnicami. Czy azan ma być w porze uznawanej przez sunnitów czy szyitów? Co z modlitwą? Staramy się uprzedzić wszelkie debaty na takie tematy, rozmawiając o nich otwarcie i omawiając potencjalne różnice. Rozmawialiśmy na przykład w obecności wszystkich na temat różnych pór otwarcia postu i poinformowaliśmy uczestników, że daktyle są dostępne dla osób chcących otworzyć post wcześniej (sunnici), a azan będzie kilkanaście minut później, o porze szyickiej. Modlitwa była otwarta dla wszystkich, każdy mógł albo pomodlić się z resztą albo zrobić to nieco później.

Arjen: Anne podaje dobre przykłady tego jak wygląda to w praktyce. W samej tylko grupie organizatorów mamy osoby z tuzina różnych nurtów i grup etnicznych, można więc sobie wyobrazić dyskusje na temat możliwych trudności przy organizacji spotkania. Również chciałbym podkreślić, że jedną z naszych zasad jest wspieranie dialogu a nie debaty, która często sprowadza się do wzajemnych monologów, dialog natomiast zmusza do otwarcia się i słuchania innych. To właśnie takie zasady kreują bezpieczną przestrzeń. Poza tym warto zauważyć, że każdy z naszych gości jest osobiście zapraszany przez kogoś ze społeczności Su-Shi, kogo już zna. W ten sposób ludzie czują, że mogą być bardziej otwarci i swobodniej się wyrażać. Innym sposobem pomagającym zachować swobodę jest unikanie konwencjonalnego układu sali, w którym mówca na podium przez parę godzin mądrzy się przed ludźmi siedzącymi w rzędach krzeseł. W zależności od liczby osób często spotykamy się najpierw u kogoś w domu, zaczynając od rozmów o wszystkim i niczym, lub od kolacji. Podczas ostatniego iftaru usiedliśmy wszyscy w fotelach i kanapach, z bardziej swobodną atmosferą, naturalnie skłaniającą ludzi do integracji.

Fot. Zahida Hasan
Fot. Zahida Hasan

Idea spotkania z „drugim nurtem” w takim środowisku zakłada, że uczestnicy już wykazują pewien stopień otwartości na takie spotkanie. Czy mieliście jakieś reakcje ze strony tych sektorów w obu społecznościach, które wolą podtrzymywać podziały i wrogość?

Arjen: Tak, ale takie reakcje nikły w porównaniu w wyrazami poparcia. Pewien stopień otwartości na pewno jest wymagany, z tego prostego powodu, że w łonie ekstremy w religiach i ideologiach ludzie budują wokół siebie wirtualne mury, sprawiając, że nie sposób do nich dotrzeć. Kiedy ktoś uważa inną osobę za diabła wcielonego bądź natchnionego przez diabła, lub za jakiegoś rodzaju hipokrytę, a w konsekwencji uważa słowa takiej osoby za zwodzenie i kłamstwo, jak mógłby być gotowy takich słów posłuchać? Taki jest zakres wrogich reakcji z jakimi się spotykamy. Niektórzy skrajni salafici i koraniści, nie będący w stanie zaakceptować istnienia innych punktów widzenia w islamie, próbowali też oczerniać kilku naszych członków na poziomie osobistym ponieważ nie byli w stanie debatować z nami na poziomie merytorycznym. Ponieważ naszą zasadą jest dialog i pozytywne nastawienie, zamiast ugrzeznąć w nieskończonych debatach po prostu nie reagowaliśmy na to. Te dwie negatywne postawy stały się jednak przyczynkiem do wielu rozmów w ramach pozytywnej platformy jaką stworzyliśmy.

Jakie są w waszym doświadczeniu główne lub najczęstsze powody podawane przez skrajne sektory obu nurtów na usprawiedliwienie swej niechęci do drugiej grupy? Ile z tego wynika z teologii, ile z historii i polityki, a ile jest wzmacniane przez osobiste doświadczenia?

Arjen: To dość trudne pytanie, które wymaga głębszego omówienia. Bardzo interesującym faktem jest to, że skrajne sektory wszystkich nurtów opierają się na tych samych źródłach co mainstream, czasami nawet na dokładnie tych samych tekstach, ale interpretowanych inaczej. Im węższe stają się granice danej grupy, tym większy nacisk kładzie ona na swój najwyższy autorytet w wyjaśnianiu znaczenia tekstu oraz na nie zbaczanie ze „słusznej drogi” poprzez zapoznawanie się z wyjaśnieniami autorytetów spoza ich własnej enklawy. „Inni” są dosłownie demonizowani, a poprzez określenie „naszej grupy” i osób „spoza grupy” w kategoriach dobra i zła, światła i ciemności, czegoś boskiego i diabelskiego, usprawiedliwienia łatwo nabierają charakteru teologicznego. Pozostaje jednak otwartym pytaniem czy źródła takich usprawiedliwień są teologiczne z natury czy też inspirowane są motywami politycznymi. Podobnie jest w przypadku stanowisk różnych nurtów w sporach o „historyczne prawdy”. Są one oparte na tych samych tekstach i ignorowaniu źródeł alternatywnych, teksty te stają się niepodważalnym dogmatem ponieważ nadaje im się absolutnego charakteru i przedstawia je jako „prawdziwy islam”, chociaż są jedynie opcjami używanymi do zmanipulowania i zmonopolizowania debaty i zbycia indywidualnych rozważań.

Głównym tekstem używanym na usprawiedliwienie takiego sekciarstwa są rzekome słowa Proroka Muhammada o tym, że islam podzieli się na 73 nurty, z których tylko jeden wejdzie do raju. Ta słaba tradycja używana jest do potęgowania w jednostkach i grupach strachu przed wylądowaniem w piekle, przez co ludzie skupiają się bardziej na tym co złego jest w innych nurtach niż na tym co dobrego jest w ich własnych. Jak określił niedawno swoje stanowisko w sprawie sekciarstwa pewien samozwańczy instytut: „walka o wpływ na muzułmanów trwa…”

Wasz projekt ewidentnie jest oddolną inicjatywą. Czy myślicie że konwencjonalne przywództwo muzułmańskie, jak np. tradycyjni uczeni, nie wywiązuje się ze swojej roli w budowaniu mostów między muzułmanami w sposób odgórny?

Arjen: To wielowątkowe pytanie, zbyt łatwo byłoby odpowiedzieć, że się wywiązuje bądź nie. Uważam, że liderzy muzułmańscy podejmują wiele wysiłków na rzecz budowania mostów, ale skupiają się (co nie jest zresztą charakterystyczne tylko dla muzułmanów, ani nawet w ogóle dla religii) na wyższych, bardziej oficjalnych poziomach, a nie na poziomie społeczności. W ciągu ostatniej dekady widzieliśmy deklarację ammańską, będącą wspaniałym dokumentem, którego jako Su-Shi używamy w naszej argumentacji; czy deklarację z Marakeszu, która ewoluowała od lat dziewięćdziesiątych i w swej ostatniej odsłonie stała się znana dzięki skupieniu na mniejszościach takich jak jezydzi czy chrześcijanie, niezmiernie cierpiący w tej chwili na Bliskim Wschodzie. Mamy do czynienia również z innymi inicjatywami, jak na przykład coroczny festiwal Ghadeer Khumm w Nadżafie, na którym byłem w roku 2013, gdzie przemawiali liderzy różnych wspólnot religijnych, włącznie z marginalizowanymi grupami takimi jak druzowie. Wszystkie te wysiłki są bardzo wartościowe i powinny spotykać się z uznaniem. Jednocześnie jednak widzimy, że te wartościowe oficjalne deklaracje nie przekładają się na praktykę. Pozostają w rzeczywistości teoretycznymi dokumentami, niepraktykowanymi czasem nawet przez część liderów, którzy je podpisywali. Czasami też ważni liderzy religijni mówią rzeczy, które nawet w sposób niezamierzony prowadzą do pogłębiania sekciarskich podziałów.

W niektórych miejscach na Bliskim Wschodzie napięcie dochodzi do takiego stopnia, że oczywiście trudno o wprowadzenie takich deklaracji w życie. Liderzy mogą komunikować się między sobą i dochodzić do odgórnego porozumienia, kiedy jednak na najniższym poziomie leje się krew, ludzie wolą słuchać takich liderów, którzy mówią to, co w danym momencie ludzie chcą usłyszeć.

Głównym powodem, dla którego te deklaracje mają mały wpływ na poziomie społeczności jest jednak fakt, że islam, tak jak wszystkie tradycje abrahamiczne, jest z natury eksluzywistyczny. Kiedy członkowie wspólnoty słyszą od swych liderów, że powinni szanować i uznawać członków innych religii i nurtów, a jednocześnie czytają w swoim klasycznym prawie, że owi członkowie są z natury nieczyści (nadżis) ze względu na swoją niewiarę lub pochodzenie z „niewiernej” rodziny, to wprowadza to conajmniej konsternację. Prowadzi to do takich sytuacji, w których na przykład pewne grupy szyickie próbują jakoś pokrętnie zbywać oświadczenia swoich najwyższych autorytetów mówiących: „sunnici nie są naszymi braćmi i siostrami, oni są nami samymi” i jednocześnie utrzymywać, że sunnici błądzą. Z drugiej strony widzimy ogromny wpływ wahhabizmu, który będąc frakcją skrajną wywiera jednak wpływ na główny nurt sunnizmu, zasiewając w nim nasiona nienawiści do innych. Nie ma innego sposobu na wyrwanie się z takiego toku myślenia, importowanego, a czasem nawet wzmacnianego wraz z muzułmańską migracją, oprócz pracy nad tym na poziomie oddolnym, na poziomie samej wspólnoty. W takim projekcie sami uczestnicy mogą mieć swój wkład i zajmować stanowisko na rzecz pokoju i współpracy, nie musząc polegać na oficjalnych liderach gdzieś na szczycie.

Anne: Nasze oddolne podejście ma szereg powodów. Po pierwsze chcemy rozwijać się powoli, by budować prawdziwe zaufanie oparte na osobistych relacjach a nie tylko na teorii, po drugie by wprowadzać w życie to, co formułują podejścia odgórne ale nie udaje im się tego realizować.

Fot. Zahida Hasan
Fot. Zahida Hasan

Jak finansujecie swoją działalność? Pytam, bo jak wiadomo w parze z finansowaniem ze strony wielu organizacji muzułmańskich często idzie polityka oraz oczekiwania mogące zagrażać niezależności projektu lub wpływać na jego kierunek.

Anne: Do tej pory pozostajemy całkowicie niezależni, nie otrzymujemy funduszy od żadnej organizacji powiązanej z jakimkolwiek nurtem. Udało nam się stworzyć dobry zespół i sieć kontaktów, dzięki czemu do tej pory udawało nam się znajdować darmowe miejsca naszych spotkań, wykładowcy nie pobierają żadnych opłat, a jedzenie przygotowywane jest przez ochotników, alhamdulillah. Od tego roku zaczęliśmy działalność jako fundacja, otwierając się na datki od indywidualnych osób. Niezależność i samowystarczalność są źródłem siły. Być może oznaczają wolniejszy rozwój, ale z wolą bożą projekt będzie trwalszy. Wierność zasadom jest najważniejsza.

Arjen: Zanim Su-Shi stało się organizacją, kiedy było jeszcze na etapie pomysłu, zorgaanizowałem jeden event w duchu Su-Shi, na który otrzymałem fundusze, mogę więc potwierdzić to, o czym wspomniałeś: wielu darczyńców ma konkretne oczekiwania i próbuje wpływać na twoją działalność. Teraz jest to dla mnie jasne – po prostu odrzucam takie oferty. Jeśli stawką jest niezależność projektu lub całej organizacji, gra nie jest warta świeczki. Kiedy planujemy konkretny projekt, każdy może go oczywiście wspomóc finansowo, nie zgadzamy się jednak na stawianie nam jakichkolwiek warunków.

Arjen, jesteś szyitą; ty Anne jesteś sunnitką. Jak te proporcje przedstawiają się wśród osób zaangażowanych w waszą organizację i uczęszczających na wasze spotkania?

Arjen: Ciężko mówić o dokładnych procentach, nie wszyscy z naszych uczestników mają jednorodne poglądy, podobnie jest z ludźmi, których zapraszają na nasze spotkania. Generalnie jednak myślę, że sunnici i szyici stanowią większość uczestników naszych eventów i jest ich mniej więcej po równo.

Anne: Trzeba też przyznać, że celowo staramy się o w miarę równe proporcje; to, że połowa zarządu jest sunnicka, połowa szyicka, z jednym „neutralnym” członkiem, to świadomy wybór. Generalnie większość uczestników uważa się za sunnitów lub szyitów, przychodzi do nas jednak również kilku koranistów oraz alewitów.

Co powiedzielibyście na koniec osobom całkowicie odmawiającym interakcji z innym nurtem, przekonanym o jego „herezji” i o tym, że nie istnieje „prawdziwy” islam poza ich własną szkołą?

Arjen: Podkreśliłbym, że ani żaden uczony ani żaden laik nie jest nieomylny i że niezależnie od tego w co osobiście wierzysz, nie wszyscy podzielamy te same przekonania. Niemniej jednak mieszkamy razem we wciąż kurczącej się przestrzeni. To pociąga za sobą pewne napięcia, nie jesteśmy jednak zwierzętami. Jako ludzie możemy używać swojego rozumu by „bronić” swojego intelektualnego terytorium, nie powinniśmy bać się inności, powinniśmy słuchać się nawzajem. Dialog nie polega na próbie wzajemnego przekonywania się, polega na umacnianiu swoich przekonań przy jednoczesnym szacunku dla przekonań innych osób i ich przestrzeni.

Anne: Allahu Alem (Bóg wie najlepiej). Poprosiłabym takie osoby o głęboką refleksję nad tym stwierdzeniem, z uwzględnieniem tazkija an-nafs, czyli oczyszczania swej duszy. Skąd jako ludzie mogą mieć aż taką pewność? Dla mnie „Allahu Alem” oznacza absolutną pokorę w obliczu Prawdy. Tylko Bóg wie; oznacza to, że z samej definicji my jako ludzie nie wiemy.

Related Posts