Maciej Kochanowicz
Zwykle o antysemityzmie pisze się przy okazji kolejnego konfliktu, czy to rozgrywającego się współcześnie, czy to dziejącego się na polu pamięci, jak ma to dziś miejsce w Polsce. Nie jest wtedy łatwo powiedzieć coś nowego – albo obiera się postawę rozrachunkową, moralnie słuszną, ale zazwyczaj nie wychodzącą poza powtórzenie tego, co odważni prekursorzy dialogu polsko-żydowskiego powiedzieli; albo też, co w odróżnieniu od tego pierwszego podejścia jest, przynajmniej dla mnie, odpychające – przyjmuje się postawę negująco-usprawiedliwiająca, zaprzeczającą antysemityzmowi, lub też starającą się zwekslować go na jakieś rzekomo zwalniające z odpowiedzialności okoliczności.
Dzisiaj jednak moment jest taki, iż dla polskich muzułmanów istnieje przestrzeń, by o antysemityzmie pisać spoza tych dwóch postaw. Najpierw uwaga oczywista – Żydzi i muzułmanie padli ofiarą tego samego samego trendu tożsamościowo-narodowego, który w ostatnich latach zyskał w Polsce popularność. Wpierw muzulmanie, i zrównani z nimi uchodźcy (choć wielu z nich ucieka przecież przed prześladowaniami ze strony różnych radykalnych grup muzułmańskich), uznani zostali za zagrożenie, czy wręcz brukselsko-berlińską V kolumnę; potem okazało się że Żydzi, jak zwykle, knują by odebrać nam, czy to „naszą” historię, czy to „nasze” kamienice. Można wręcz skonstatować, że niektórzy wydają się cieszyć, iż mogą nareszcie przestać ograniczać się w swej ksenofobii do nowopoznanej islamofobii i nie muszą już dalej kryć się z tym co naprawdę sądzą o Żydach. Ale marna to pociecha być wśród ofiar w dobrym towarzystwie.
To sklejenie dawnej i nowej niechęci do tego, co uznane za obce można obserwować choćby na przykładzie inwektyw – wpierw było to przeniesienie tych antysemickich na muzułmanów („ciapate mośki”), teraz antymuzułmańskich na Żydów („kozojebcy” zdarzyło mi się na przykład widzieć, pardon le mot). Były memy ze zdjęciem obozu w Auschwitz, który ma czekać na muzułmanów; było wskazywanie na obcych, jako źródła chorób.
Inna sprawa, że to wzmożenie patriotyczno-tożsamościowe to nie jest polska specjalność. Dotyczy Rosji, po części USA pod rządami Trumpa, Chin, Indii, krajów muzułmańskich jak Egipt Sisi’ego, Arabia Saudyjska Muhammada ibn Salmana lub Turcja Erdoğana, czy wreszcie Izraela. Ma ono bowiem bardziej uniwersalne przyczyny – od wyczerpania się formuły zimnowojennej porządkującej świat jeszcze kilka dekad temu; przez kryzys ideologii uniwersalnych jak socjalizm czy liberalizm; po napięcia ekonomiczne, rosnące rozwarstwienie, czy kryzysy finansowe – ale nie to jest tematem tego tekstu.
***
Stosunek polskich muzułmanów do Żydów rozpięty jest między dwoma biegunami: fascynacji i awersji. W tym pierwszym mieści się mój znajomy salafi postujący jako wzór teksty o ortodoksyjnych Żydach, ściśle trzymających się przepisów halachy, czy znajoma z obozu progresywnego linkująca z kolei strony judaizmu reformowanego. Jeden z ważniejszych duchownych muzułmańskich opowiadał mi kiedyś o zaletach koszernego pożywienia; inny – który na prośbę mojej żydowskiej znajomej wziął udział w warsztatach międzyreligijnych – był wspominany jako ich największa gwiazda. A pewien znajomy muzułmański z dużym uznaniem powtarzał słowa jednego z głównych działaczy żydowskich w Polsce, który podczas jakiegoś spotkania międzyreligijnego miał mu powiedzieć, że przecież z teologicznego punktu widzenia judaizm i islam są sobie dużo bliższe niż chrześcijaństwu.
Mam też znajomego przewodnika tureckich wycieczek, których żelaznym punktem – obok Krakowa (z Kazimierzem) i Wieliczki – są odwiedziny w obozie w Auschwitz. Pamiętam też jak twarz innego znajomego posępniała z każdym blokiem, przez który razem przechodziliśmy, gdy zwiedzaliśmy ten obóz.
Dalej wpisuje się w ten nurt Szlak Ekumeniczny trzech religii na Podlasiu (prawosławia, islamu i judaizmu), obejmujący i Kruszyniany i Krynki, niegdyś jeden z ważniejszych ośrodków żydowskich na tamtych terenach. Lub też spotkania z uchodźcami z Czeczenii organizowane przez muzeum Polin.
Sam mogę przyznać się do tej postawy. Kiedy wiele lat temu zostawałem muzułmaninem, to jednym z towarzyszących temu przeświadczeń było poczucie, iż islam to jest swego rodzaju judaizm dla wszystkich, judaizm powszechny (zbiegiem okoliczności działo się to wśród Pusztunów, których część klanów uważała się – jeszcze w latach 60. – za potomków Zaginionych Plemion Izraela). Z tego punktu widzenia prywatnym momentem symbolicznym była dla mnie wizyta w Sochaczewie, kiedy przez opuszczony kirkut szedłem by zwiedzić inny zachowany zabytek – grobowiec mułły, zwany „basztą tatarską”, pamiątkę po stacjonujących tam niegdyś carskich wojskach. Można powiedzieć, że patronem tego zafascynowanego judaizmem nurtu w życiu polskich muzułmanów jest postać Muhammada Asada, z pochodzenia lwowskiego Żyda, uznawanego trochę na wyrost za swoistego protoplastę polskich konwertytów.
Ta postawa nie jest oczywiście wyjątkowa jedynie dla polskich muzułmanów. Od lat 80. przeżywamy w Polsce wzrastającą fascynację kulturą żydowską, przez dekady omalże nieobecną. Musical „Skrzypek na dachu”, tłumaczenia powieści Isaaca Singera, festiwale żydowskie były pewną formą odkupienia dawnego antysemityzmu i ogólniejszego braku zainteresowania społeczeństwem oraz kulturą polskich Żydow. W ten to nurt wpisuje się postawa fascynacji ze strony polskiej wspólnoty muzułmańskiej tradycją żydowską. Symbolem tego muzułmańsko-judaistycznego styku w planie polskiej pamięci może być pierwsza sala w Muzeum Historii Żydów Polskich, w której zwiedzających witają arabskie litery relacji Ibrahima ibn Jakuba, zachowanego w muzułmańskich kronikach jednego z najstarszych zapisów poświęconych historii Polski.
Bliskość żydowsko-muzułmańska ma także swoją szerszą niż polską perspektywę, o której tutaj wypada wspomnieć jedynie skrótowo. Sama religia muzułmańska postrzega się jako kontynuację judaizmu i liczne jej instytucje zostały z judaizmu przejęte. Rola Koranu w islamie jest paralelna do roli Tory w judaizmie, kilku znaczących spośród najwcześniejszych uczonych muzułmańskich było z pochodzenia Żydami, zaś cały wielki zbiór tradycji przejętych z judaizmu i chrześcijaństwa nosi nazwę israilijjat.
***
Ale jest też druga, czarna, strona stosunku polskich muzułmanów do Żydów. Stanowi ona z antropologicznego punktu widzenia fascynującą, a z ludzkiego przerażającą, mieszankę rodzimych antysemickich motywów z tymi zapożyczonymi. I tak jeden z ważnych polskich intelektualistów muzułmańskich mówił mi, iż przecież wszyscy polscy ministrowie spraw zagranicznych to byli Żydzi; zaś nastoletnie dzieci pewnego duchownego publikowały w internecie antysemickie wpisy z pozycji nacjonalizmu palestyńskiego. Na propalestyńskiej demonstracji po fali nalotów na strefę Gazy jednym z głównych haseł stało się wojenne zawołanie “Khajbar, Khajbar – ja Jahud, dżajsz Muhammad saufa ja’ud” [“Chajbar, Chajbar, Żydzi, Żydzi, armia Proroka jeszcze wróci”], przywołujące jeden z brutalniejszych epizodów w historii relacji muzułmańsko-żydowskich.
Ktoś opowiadał mi o słuszności atakowania izraelskich cywilów w zamachach samobójczych, ktoś inny twierdził, iż jego pragnieniem byłoby wręcz samemu zostać takim męczennikiem. Ktoś z upodobaniem podawał nazwiska polskich polityków w ich „oryginalnym” brzmieniu, ktoś inny dawał do zrozumienia, że wiadomo jacy Żydzi są i o co im chodzi, zaś za działania Izraela względem Palestyny odpowiadają nie jego władze, nawet nie jego obywatele, ale wszyscy „Żydzi”. A jeszcze inny tłumaczył, że Żydzi knują dziś przeciw muzułmanom, tak jak i knuli za czasów Proroka (saaws).
Tak jak i w postawie filosemickiej widzimy w postawie antysemickiej dwa plany: rodzimy i zapożyczony. Ulegają one niekiedy sklejeniu, kiedy propalestyńska argumentacja bywa wyrażana językiem polskiego antysemityzmu (oczywiście „polski” nie oznacza tu, iż taki antysemityzm jest dla Polski jakoś szczególny, raczej jest przejawem szerszego ogólnoeuropejskiego zjawiska, występującego zarówno w jej zachodniej, jak i wschodniej części; wystarczająco jednak wiele napisano o polskim i europejskim antysemityzmie by nie było konieczności tego powtarzać). W każdym razie osoby broniące sprawy palestyńskiej łącząc antysemityzm rodzimy z zapożyczonym zdają się nie rozumieć rzeczy, która z ich własnego punktu widzenia winna być najoczywistsza: każda osoba o korzeniach żydowskich zniechęcona przez antysemityzm do życia w Polsce jest potencjalnym imigrantem do Izraela i do Palestyny, o której los tak się oni troszczą.
Ów antysemityzm zapożyczony, który występuje u polskich muzułmanów obok antysemityzmu „rodzimego”, „polskiego”, najprościej można scharakteryzować mówiąc, iż powstaje on w momencie, kiedy krytyka syjonizmu i rządów Izraela przechodzi z antysyjonizmu – sprzeciwiania się pewnej opcji ideologicznej – w antyjudaizm/antysemityzm, wrogość wobec grupy narodowej i religijnej (nie zajmuję się tutaj rozważaniem czy sam antysyjonizm i sam syjonizm mnie osobiście jako ideologie odpowiadają czy też nie). Ten proces przechodzenia antysyjonizmu w antysemityzm zachodzi od dekad w szerszym świecie muzułmańskim (po części zresztą poprzez import antyżydowskich klisz z Europy), a istotnymi jego punktami były rok 1948 (powstanie Izraela i Naqba), 1956 (kryzys sueski i ekspulsja wspólnot żydowskich z krajów arabskich) czy 1967 (wojna sześciodniowa). Opisywanie przejawów samego tego procesu wykracza poza poświęconą sprawom polskim tematykę tego tekstu, starczy wspomnieć, że dotyka on coraz to odleglejsze od Palestyny kraje. Choćby Szwecję, w której żyję, gdzie mamy do czynienia z ponawiającymi się atakami na wspólnoty żydowskie ze strony części środowisk muzułmańskich.
Polska wspólnota muzułmańska jest w istotnej mierze odbiciem, czy też pomniejszeniem tej ogólnoświatowej, a zjawiska w niej zachodzące są refleksem zjawisk zachodzących w szerszym świecie muzułmańskim. I dotyczy to także „importu” owego przepoczwarzonego w antyjudaizm antysyjonizmu, który na naszym gruncie łączy się następnie z rodzimą, czy też środkowoeuropejską, wrogością wobec Żydów.
***
Istnieją w Polsce dwie zasłużone organizacje – Polska Rada Chrześcijan i Żydów oraz Rada Wspólna Katolików i Muzułmanów. Ta druga lepiej znana muzułmanom, choćby ze względu na współorganizowanie Dnia Islamu w Kościele Katolickim, ta pierwsza ważniejsza z punktu widzenia polskiego, ze względu na swoją rolę w dialogu polsko-żydowskim, i będąca dla tej pierwszej wzorem.
Dziś nadszedł może czas by powołać jakieś forum łączące polskich Żydów i polskich muzułmanów, domykając tym samym trzeci bok w trójkącie religii abrahamowych. Czas ku temu odpowiedni, kiedy fala nastrojów ksenofobicznych uderza w Żydów, tak jak od kilku lat uderza w muzułmanów.
Jest dla tej propozycji wiele konkretnych powodów: podobne położenie obu grup będących niewielkimi mniejszościami, ale osadzonymi w sprawach dużo większej skali – wielkiej historii polskich Żydów w przypadku żydowskim, życiu światowej ummy w przypadku muzułmańskim; podobne wyzwania – starczy wspomnieć próby zakazania kilka lat temu uboju zgodnego z wymogami religijnymi, kiedy brakowało bliższej współpracy żydowsko-muzułmańskiej (już raz zresztą, w późnych latach 30., wprowadzono w Polsce taki zakaz); stawanie się obiektem podobnych przejawów niechęci, po części w przypadku muzułmanów powielającej schematy wrogości wobec Żydów (chociaż teza o islamofobii bez muzułmanów mającej być analogiem antysemityzmu bez Żydów wydaje się zbytnim uproszczeniem).
Jednakże poza tymi wszystkimi powodami jest jeszcze jedna istotna okoliczność wzajemna, a mianowicie potrzeba lepszego poznania swych historii. Z pewnością jest wiele takich elementów w historii muzułmańskiej, które my byśmy chcieli, aby wspólnota żydowska lepiej rozumiała, ale nie o nich należy pisać w tekście publikowanym w gronie muzułmańskim, ale o tym, co my sami z historii polskich Żydów i stosunków polsko-żydowskich lepiej winniśmy poznać.
Dla polskich muzułmanów – zarówno tych o korzeniach polskich, jak i cudzoziemskich, na przykład arabskich, w tym palestyńskich (ale i czeczeńskich bądź tureckich), mogłoby takie wspólne forum muzułmańsko-żydowskie w Polsce być sposobem nauki o tym, do czego prowadził polski antysemityzm. Bo to polski antysemityzm wypychał Żydów z Polski, nie pozwalał im się tutaj czuć u siebie.
W okresie międzywojennym tak programem endecji, jak i z czasem sanacji, było pozbycie się Żydów; różnica zdawała się niekiedy sprowadzać do metody: kija („zajść” antyżydowskich, czy getta ławkowego) lub marchewki (zachęt do emigracji, wspierania syjonizmu). Prowadziło to do spadku atrakcyjności partii opowiadających się za rozwojem życia żydowskiego w polsce (Bundu, partii religijnych, fołkistów a także ruchów asymilacyjnych) i wzrostu popularności ruchu syjonistycznego. Władze polskie emigrację Żydów popierały, a nawet (wbrew Wielkiej Brytanii zresztą) na przykład szkoliły bojowników Irgunu – organizacji związanej z prawicą ruchu syjonistycznego (nurtowi temu przewodził Władymir Żabotyński), która w Palestynie dokonywała zamachów terrorystycznych. Także w trakcie II Wojny Światowej polscy żołnierze pochodzenia żydowskiego opuszczali w Palestynie Armię Andersa, za zachętą dowództwa i niekiedy przez nie doposażeni.
W pierwszych latach powojennych dziesiątki tysięcy ocalonych z Holokaustu Żydów nie znalazło w Polsce przyjaznego domu i – mimo prób odradzania swej społeczności – decydowało się na emigrację m.in. do Palestyny (pogromy, np. kielecki, były tu emanacją szerzej panujących nastrojów wobec wracających Żydów). Kolejna fala antysemityzmu i kolejna fala wyjazdów to rok 1956. I wreszcie mamy nagonkę na Żydów w Marcu 1968 r. prowadzącą do następnej fali emigracji. Pięćdziesiąta rocznica tych wydarzeń właśnie mija i niektóre motywy ówczesnej retoryki zdają się znów powracać.
W takie właśnie wyrzucanie Żydów z Polski „do Izraela” wpisuje się antysemityzm części polskich muzułmanów, zarówno ten oparty o wyrodzoną argumentację antysyjonistyczną, jak i ten wywodzący się z rodzimej retoryki antyżydowskiej. Moralne, etyczne, ogólnoludzkie a nawet religijne argumenty nie zawsze przemawiają, dlatego czasem należy się odwołać się do argumentacji bardziej przyziemnej, czy wręcz interesownej, uświadamiając dlaczego antysemityzm należy przezwyciężyć. Antysemityzm jest bowiem nie tylko grzechem i moralną skazą, ale także po prostu szkodzi on interesom wspólnoty muzułmańskiej, w tym w szczególności tzw. „sprawie palestyńskiej”. To zresztą zasada o szerszym zastosowaniu, dotycząca nie tylko polskich muzułmanów i polskich Żydów: współpraca, obustronne poznanie, dialog, wymiana, wzajemne korzystanie, poza wszystkim się po prostu opłaca, jest sytuacją win-win i daje korzyść obopólną. Kwestia to daleko szersza, ale stosunki żydowsko-muzułmańskie w Polsce mogą stać się jej doskonałą egzemplifikacją.
Maciej Kochanowicz – pochodzi z Warszawy, mieszka w Sztokholmie; z wykształcenia socjolog, z zawodu statystyk; dawniejsze teksty – http://bisurmanin.blogspot.com/