Zachód nie rozumie islamu? Oto od czego musi zacząć.

Arek Miernik

„Ponieważ miliony różnorodnych muzułmanów są mniej dostępne do przeanalizowania niż doktryny ich religii, zachodni obserwatorzy często mają tendencję do wyolbrzymiania czynnika religijnego. Przyglądanie się Koranowi zastępuje więc często analizę społeczną, ekonomiczną i historyczną, która objaśniałaby opinie i decyzje ludzi osadzonych w konkretnych kontekstach politycznych. Łatwiej jest też zbadać jeden abstrakcyjny islam niż całą tradycję jego rzeczywistych interpretacji.”

W taki sposób Francois Burgat, francuski badacz politycznych aspektów islamu, już ponad 25 lat temu podsumował zachodnie zainteresowanie tą religią i jej wyznawcami. Poziom polskiej debaty publicznej w tym temacie wydaje się dowodzić, że te dwie uwagi zupełnie się nie starzeją.

Publikując niedawno podcast zatytułowany „Zachód nie rozumie islamu”, Klub Jagielloński opatrzył go na Facebooku następującym komentarzem: „Niewiele wiemy o islamie, jego teologii, nierozerwalnym związku wiary i polityki, swoistym kulturowym imperializmie, który wynika z wiary w Allaha”. Wniosek ten wydaje się zresztą być osią całej opublikowanej rozmowy: rozumienie teologii islamu jest według jej uczestników niezbędnym elementem debaty nad coraz większą obecnością i rolą tej religii w Europie. Poważne traktowanie takiej propozycji wymagałoby jednak poważnego traktowania tej właśnie teologii oraz metod jej badania. Nie można utrzymywać, że znajomość islamu jest konieczna do zrozumienia problematyki imigracji czy integracji, zadowalając się jednocześnie powierzchownym „liźnięciem” nauk tej religii lub poznawaniem jej jedynie poprzez polemiczne uproszczenia.

Z poważnym podejściem do rzeczywistej muzułmańskiej tradycji teologicznej jest niestety w polskiej debacie publicznej dość słabo. Propozycja „poznajmy wroga” najczęściej realizowana jest w Polsce na skróty, bez większego zagłębiania się w to, jak postrzega islam jego własna tradycja interpretacyjna, ani nawet bez poważniejszego spojrzenia na aktualny stan akademickich badań nad tą religią. Zamiast tego dyskurs ten oferuje nam zazwyczaj wiedzę o islamie czerpaną z antymuzułmańskich pamfletów, które obiecując „demaskowanie prawdziwego oblicza” tej religii, najczęściej przedstawiają ją w kategoriach nierozpoznawalnych dla samych jej wyznawców.

Warto zacząć od fundamentalnego pytania: jeśli znajomość teologii islamu jest w tej debacie tak kluczowa, to dlaczego prawie nigdy nie biorą w niej udziału jej rzeczywiści znawcy? Symptomatyczna dla większości polskich dyskusji o islamie jest sytuacja, w której mówią nam o tej religii nie jej znawcy, ale w najlepszym przypadku osoby, które poznały ją pół-amatorsko na marginesie studiowania jakiegoś pokrewnego tematu (np. socjolodzy czy politolodzy zajmujący się kwestiami imigracji i integracji), w najgorszym zaś publicyści, czyli zawodowi eksperci od niczego wypowiadający się o wszystkim. W rezultacie otrzymujemy często zestaw dość powierzchownych wyjaśnień, a nierzadko wręcz zwykłych komunałów (nie wspominając już o zwyczajnych nieprawdach czy ćwierć-prawdach).

Osobom, które wniosek o konieczności lepszego poznania islamu chcą traktować naprawdę poważnie, chciałbym zaproponować więc kilka wstępnych wskazówek, stanowiących absolutne minimum takiego przedsięwzięcia:

1. Tak, islam to tradycja teologiczna

Stan polskiej debaty o islamie bywa tak opłakany, że naprawdę trzeba przypominać o czymś tak elementarnym. Bardzo często bowiem rozmowa o tym, czego islam rzekomo uczy swych wyznawców, nie polega na systematycznym przedstawieniu rzeczywistej teologii tej religii, ale na kompletnym braku rozróżnienia między tekstem źródłowym, a normatywną doktryną. Całkowicie ignorując fakt, że w islamie nie ma zasady sola scriptura, przyjmujemy, że zacytowanie kilku wersów Koranu czy hadisów (przekazów z życia Proroka Muhammada) równoznaczne jest z  przedstawieniem stanowiska islamu. Zacznijmy więc od samych podstaw:

Jak wiele innych religii, islam posiada swój korpus tekstów źródłowych, składający się z jednej księgi uważanej przez muzułmanów za objawioną przez Boga oraz szeregu ksiąg zawierających wypowiedzi i czyny Proroka Muhammada (w nurcie szyickim dochodzą do tego również udokumentowane wypowiedzi i czyny dwunastu Imamów, uważanych przez szyitów za następców Proroka). Nie mając statusu boskiego objawienia, te drugie mają mniejszą wagę niż Koran, niemniej jednak używane są w procesie formowania zasad, praw i doktryn. Ponieważ jednak Koran i hadisy to niezwykle obszerny zbiór pism, o różnych poziomach autorytetu, sporej wewnętrznej różnorodności, niejednoznaczności, różnych możliwościach interpretacyjnych, a nierzadko wręcz zawierający wewnętrzne sprzeczności, na bazie tych tekstów islam wykształcił tradycję teologiczną, w ramach której wyspecjalizowani teologowie dokonują ich interpretacji, debatują nad ich kontekstem, ustalają ich hierarchię, poziom wiarygodności, zakres zastosowania, itd. Innymi słowy, ustalają oni poprawne według nich rozumienie Koranu i hadisów, które następnie przyjmowane jest przez muzułmanów jako autorytatywne i ortodoksyjne.

Słuchając od lat różnych polskich dyskusji na temat islamu widzę natomiast, że w większości przypadków całkowicie ignorują one zarówno 1400 lat rzeczywistej tradycji teologicznej, jak i aktualne rozważania i debaty wśród wiodących autorytetów tej religii. Żeby zrozumieć jak absurdalne jest takie podejście, wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś mówiąc o naukach chrześcijaństwa, cytowałby fragmenty Biblii, kompletnie pomijając rzeczywiste nauczanie wszystkich uznanych denominacji tej religii.

Odnosząc to do wyjściowej tezy o konieczności znajomości teologii islamu w debacie na temat obecności tej religii w Europie, spójrzmy na bardzo konkretny przykład. Jednym z dyżurnych elementów tej debaty jest oskarżanie muzułmanów o przekonanie, że nie dotyczy ich prawo inne niż szariat (a w bardziej skrajnej wersji wręcz o dążenie do narzucenia szariatu Europie). Problem z takim argumentem polega jednak na tym, że bardzo łatwo jest sprawdzić co na ten temat mówi sama tradycja religijna islamu, dająca muzułmanom zamieszkującym dar al-kufr, czyli kraje niemuzułmańskie, dość jasne wytyczne. Temat ten podejmowany jest zarówno w klasycznej literaturze zwanej „sijar”, którą określić można mianem wczesnego islamskiego prawa międzynarodowego, jak i we współczesnym szariackim dyskursie znanym jako „fiqh al-aqallijat” (wytyczne dla mniejszości). Zarówno klasyczni, jak i współcześni uczeni islamu mają dla muzułmańskich mniejszości w krajach niemuzułmańskich bardzo jasne wskazówki: chociaż w swoim życiu indywidualnym i rodzinnym muszą oni stosować się do zasad islamu, to już w zakresie prawa publicznego mają obowiązek przestrzegać prawa kraju, w którym żyją. Innymi słowy, lojalność wobec europejskiego prawa nakazuje wyznawcom islamu… sam szariat.

2. Trzeba znać „mapę” islamu

Brak centralnego autorytetu w islamie w nieunikniony sposób generował różne możliwe interpretacje Koranu i hadisów, na bazie których historycznie wyłoniły się różne nurty tej religii. Nie oznacza to jednak, że muzułmańska tradycja teologiczna legitymizuje dowolność interpretacji. Brak odpowiednika papieża, czy innego centralnego autorytetu w islamie, prowadzi czasem osoby ze słabszą orientacją w realiach tej religii do błędnego wyobrażenia o teologicznej wolnoamerykance, w ramach której każda interpretacja staje się jedną z możliwych i równoprawnych opcji. To z kolei prowadzi do przekonania, że każdy facet z brodą, obficie cytujący Koran, jest głosem islamu i nie ma właściwie potrzeby dociekać czy jest reprezentantem któregoś z uznanych nurtów tej religii, czy marginalnym samozwańcem. Nikt na przykład nie zadawał sobie tego pytania strasząc nas przed laty obiecującym wprowadzenie w Polsce szariatu brytyjskim ekstremistą Anjemem Choudarym, będącym już wtedy od wielu lat persona non grata w większości meczetów w jego kraju.

Żaden centralny autorytet nie jest niezbędny do wyznaczania zakresu dopuszczalnych opinii teologicznych i ograniczania interpretacyjnej polisemii. Większość światowych religii obywa się bez jednego „papieża”, w islamie zaś rolę tą pełni wypracowana przez wieki tradycja teologiczna. Mówiąc najprościej, stempel islamskiej autentyczności otrzymują tylko interpretacje mieszczące się w metodologii którejś z uświęconych tradycją szkół dwóch głównych nurtów islamu – sunnizmu i szyizmu, przemawiających zazwyczaj ustami swoich uznanych autorytetów.

Trzeba więc dobrze znać „mapę” nurtów i autorytetów islamu, by wiedzieć kto jest w tej religii kim i które interpretacje stanowią jej mainstream. Z tego punktu widzenia, by prowadzona przed kilkoma laty wielka debata o tym, czy „Państwo Islamskie” jest rzeczywiście islamskie, miała jakikolwiek sens, musiałaby przede wszystkim zadać następujące pytania: czy organizacja ta zdobyłą religijną legitymizację któregokolwiek wiodącego autorytetu mainstreamowego islamu? Czy jej ideologia oraz metody uznane zostały przez którykolwiek normatywny nurt islamu za religijnie dopuszczalne i mieszczące się w muzułmańskiej tradycji teologicznej? Czy też jej wizja jest na mapie owej tradycji czymś zupełnie nowym i konsekwentnie odrzucanym przez dosłownie każdego wiodącego teologa? Zamiast odpowiedzi na te pytania, debata nad „islamskością” ISIS raczyła nas zazwyczaj wnioskiem, że skoro liderzy tej organizacji cytują na poparcie swojej wizji Koran, to są właściwie tak samo uprawnioną ekspresją islamu jak każda inna.

3. Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie islamologa

Łatwo zostać w Polsce ekspertem od islamu. To jeden z tych tematów, co do których mało komu przychodzi w ogóle do głowy, że są od tego jakieś studia, jakieś standardy metodologiczne, jakiś aktualny stan badań naukowych. Nie chcę nikogo zawstydzać wymieniając z nazwiska, ale mógłbym przytoczyć dość długą listę osób, które na podstawie amatorskiego zainteresowania tą tematyką, lub w najlepszym wypadku otarcia się o nią, ogłosiły, że „zajmują się” islamem. Wystarczy jednak zajrzeć takim ekspertom w biografię, zadając sobie pytanie: co konkretnie czyni tą osobę kompetentną do odgrywania roli znawcy tematu objaśniającego go innym? – i zazwyczaj przysłowiowy król okazuje się nagi. Rezultatem takiej sytuacji często jest wprowadzanie w publiczny obieg uproszczonych w najlepszym wypadku wyjaśnień, w najgorszym zaś zwyczajne wprowadzanie odbiorców w błąd. Do dziś trudno mi zapomnieć wykłady o islamie pewnego znanego publicysty, od lat lansującego się na polskiej prawicy jako nie lada ekspert od tematu, podczas których mogliśmy dowiedzieć się na przykład, że „Koran ma piętnaście różnych układów, z których najbardziej popularny jest układ al-Buchariego”, czy też o tym, że muzułmanie za zwierzęta nieczyste uważają… koty. Każdy z minimalną choć wiedzą na temat islamu rozpoznaje w tym wymyślone na poczekaniu bzdury, ów „ekspert” objaśnia jednak tą religię do dziś.

Trzeba zresztą zadać sobie dużo bardziej fundamentalne pytanie: które polskie uniwersytety oferują studia skupiające się konkretnie na badaniu islamu jako religii – jego teologii, prawa, etyki, tradycji intelektualnej?  Mamy oczywiście powiązaną z tematem arabistykę, są to jednak przede wszystkim studia filologiczne, skupiające się na języku i literaturze arabskiej, nie zaś na niuansach islamskiej teologii. Część arabistów zostaje ekspertami od islamu ponieważ ich szczególne zainteresowanie religijnym aspektem kultury arabskiej prowadzi ich do większego dospecjalizowania w tym kierunku; nie zmienia to jednak faktu, że w kraju, w którym tak wiele osób odgrywa rolę znawcy islamu, demaskującego jego „prawdziwe oblicze”, nie istnieje tak naprawdę żaden ośrodek akademicki oferujący studia skupiające się na teologii i myśli tej religii. A to oczywiście przekłada się na niewielką liczbę osób mogących moderować publiczny dyskurs na jej temat i wyznaczać mu jakiś przyzwoity poziom.

4. Islam na jego własnych warunkach

Rola, jaką odgrywa w zachodnich wojnach kulturowych „zagrożenie islamem”, sprawia że zazwyczaj mamy na temat tej religii dalece uformowane zdanie na długo zanim zaczniemy ją w jakikolwiek sposób poznawać. Trudno jest oprzeć się w takiej sytuacji pokusie poznawania jej przez pryzmat polemiczny, mający na celu głównie potwierdzanie z góry założonych wniosków oraz tez, z jakimi identyfikujemy się na podstawie swej ogólnej politycznej optyki. Tak jak wcześniej uczyniła to polityczna poprawność, tak i prawicowa „niepoprawność” wypracowała już sobie swój repertuar dogmatycznie powtarzanych i rzadko korygowanych „prawd” na temat islamu, wygodnie pasujących do jej diagnozy obecnej kondycji Europy oraz wizji jej przyszłości.

Jedną z nich jest na przykład twierdzenie o braku rozdziału religii od polityki w islamie, funkcjonujące jako fundament tezy o zasadniczej nieprzystawalności muzułmanów do realiów świeckiej Europy. To pierwsze twierdzenie jest skądinąd prawdziwe, jeśli mamy na myśli dokładny odpowiednik europejskiego rozdziału państwa od kościoła – trudno byłoby oczekiwać, by jakakolwiek inna religia wypracowała sobie model będący rezultatem historycznej trajektorii właściwej tylko europejskiemu chrześcijaństwu. Zatrzymanie się jednak na samym sloganie o braku takiego rozdziału kompletnie nic nam nie mówi bez dodania kluczowego pytania: jaką więc dokładnie relację między religią, a polityką islam sobie wypracował? Mimo iż temat ten jest nieodłączną częścią wielu polskich debat o islamie, nie widziałem jeszcze takiej, w której ktoś rzetelnie streściłby co rzeczywiście mówi na ten temat klasyczna muzułmańska myśl polityczna. Zazwyczaj słyszymy prawdziwe, ale niewiele wyjaśniające stwierdzenie, że Prorok islamu odgrywał również rolę polityczną, po czym następuje gładki przeskok do postulatów teokratycznego „systemu islamskiego”, jakie pojawiły się dopiero w pierwszej połowie XX wieku, wraz z narodzinami ruchu określanego najczęściej mianem „islamizmu”. Ponad millenium rzeczywistej muzułmańskiej myśli politycznej, w dalszym ciągu dominującej w mainstreamowym islamie, zostaje z tych debat kompletnie wymazane. Tymczasem pobieżna nawet lektura jakiegokolwiek rzetelnego akademickiego wprowadzenia do owej myśli pokazuje, że nie postuluje ona ani sekularyzmu, ani teokracji, wypracowując sobie model, w którym religia i władza operowały, w słowach Hazema Kandila: „w oddzielnych, choć krzyżujących się sferach, czasami ze sobą negocjując, czasami wchodząc w konflikt, głównie jednak omijając się nawzajem przy zachowaniu minimalnych tarć”.

5. Jak dużo da się wyjaśnić islamem?

Rozmawiając o jakiejkolwiek innej grupie religijnej czy etnicznej rozumiemy, że ma ona swoje uwarunkowania historyczne, polityczne, ekonomiczne, wewnętrzną różnorodność, podziały klasowe, itd. O muzułmanach rozmawiamy natomiast tak, jakby mieli tylko islam. Wszyscy inni są kowalami swojego losu, kształtującymi swoją rzeczywistość w oparciu o cały szereg różnych czynników, muzułmanie natomiast wypełniają tylko w robotyczny sposób zalecenia swojej religii, determinującej wszystkie ich indywidualne i kolektywne decyzje i praktyki. W każdym społeczeństwie są zarówno pewne ideały moralne i wynikające z nich pożądane standardy, jak i odbiegające od tych ideałów problemy i patologie – rozumiemy więc, że kiedy ktoś w tych społeczeństwach robi coś nagannego, to niekoniecznie wynika to z przyjętych w jego kulturze norm. O muzułmanach mówimy jednak tak, jakby niemal wszystko co robią było – przynajmniej w jakiś pośredni sposób – ekspresją islamu.

Nawet gdy gotowi jesteśmy teoretycznie przyznać, że religia nie jest jedynym czynnikiem kształtującym indywidualne, rodzinne, społeczne i polityczne życie muzułmanów, to i tak bardzo często rozmawiamy o nich w ramach jednolitej „kwestii muzułmańskiej”, rozmywając granice między tymi rzeczywiście religijnymi, jak i zaledwie nominalnymi, mainstreamowymi i marginalnymi, stałymi bywalcami meczetów i ulicznymi gangsterami. Wrzucamy do jednego worka niemal każdego, komu można tą „muzułmańskość” w jakikolwiek sposób przypisać i potrząsujemy nim w celu uzyskania jakiejś jednej, politycznie użytecznej, kategorii pod nazwą „społeczność muzułmańska”.  I nawet wtedy gdy ewidentnie mamy do czynienia z kimś conajwyżej nominalnie religijnym, nawet gdy omawiamy zjawiska nie mające nic wspólnego z religią, nawet gdy mówimy o ludziach ewidentnie ukształtowanych przez realia paryskich czy londyńskich gett i kulturę hiphopowej gangsterki, a nie przez tradycję muzułmańską – islam zawsze czai się gdzieś w tle takich dyskusji. Gdybyśmy jednak poważnie potraktowali propozycję dokoptowania do tej debaty teologii islamu – przyglądając się uczciwie stanowisku tej religii wobec wielu aspektów owej „kwestii muzułmańskiej” – w wielu przypadkach okazałoby się, że mamy do czynienia z problemami wynikającymi nie z islamu, ale wręcz przeciwnie – z faktu, że niemała liczba europejskich muzułmanów po prostu ma nauki swej religii w nosie.

Jeśli więc ktoś rzeczywiście chce „poznać swego wroga” – proszę bardzo. Niech przygląda się teologii islamu tak wnikliwie, rzetelnie i uczciwie jak tylko potrafi – musi jednak traktować przedmiot swych dociekań jako to, czym on rzeczywiście jest. A jest historyczną sumą klasycznych i współczesnych prób zrozumienia źródeł tekstowych islamu przez autorytatywnych teologów: sunnitów i szyitów, różne odcienie literalistów jak i racjonalistów; przez jurystów, mistyków, filozofów, egzegetów. Jest wielowiekową tradycją ciągłego odnajdywania równowagi między prawem, doktryną, etyką i duchowością; nieustającej negocjacji między ciągłością tradycji, a potrzebą jej ostrożnej adaptacji; ciągłej nawigacji między ideałami a realiami; ustalaniem standardów i granic pozwalających na teologiczną różnorodność, a jednocześnie zamykających drzwi zupełnej interpretacyjnej dowolności. Jest tradycją, która wygenerowała jedne z najistotniejszych i najtrwalszych sposobów na bycie człowiekiem, rozciągającą się na 1400 lat historii i jedną czwartą dzisiejszej ludzkości, siłą rzeczy więc niedającą sprowadzić się do żadnego monolitu i muszącą obejmować różne interpretacje, konteksty i duchowe temperamenty. Jest wreszcie religią, która – czy to się komukolwiek podoba czy nie – staje się stałym elementem religijnego krajobrazu Europy. Warunki w jakich pojawiły się w niej miliony muzułmanów sprawiają oczywiście, że póki co łatwo jest islam zbywać jako religię imigrantów, a więc jako tymczasowego gościa z zewnątrz. Jest jednak tylko kwestią czasu zanim wypracuje on sobie teologię przynależności i najbardziej dla siebie odpowiednie formy ekspresji swoich wartości w europejskich warunkach, oferując wartościowe odpowiedzi nie tylko na uniwersalne, ludzkie, ale też i specyficznie zachodnie pytania i problemy. Wysunięty w trakcie podcastu Klubu Jagiellońskiego wniosek o konieczności rzetelnego poznania islamu przez zwolenników chadecji będzie więc okazywał się coraz bardziej trafny, niechybnie jednak zmierzamy do punktu, w którym będzie się to odbywało mniej w ramach „poznawania wroga”, a coraz bardziej w ramach poważnego traktowania religii stającej się w Europie jednym z głównych nośników bardziej tradycyjnego stylu życia.

 

 

Arek Miernik – teolog muzułmański, absolwent islamskich studiów seminaryjnych w Instytucie Al-Mahdi (Wielka Brytania) oraz islamistyki na Wydziale Filozofii, Teologii i Religii Uniwersytetu w Birmingham. Tłumacz wielu pozycji literatury muzułmańskiej na język polski. Pełni funkcję imama w Stowarzyszeniu Jedności Muzułmańskiej, związku wyznaniowym zrzeszającym polskich wyznawców islamu szyickiego.

Related Posts