Warto rozmawiać?

Maciej Kochanowicz

Bóg sprowadza z drogi, kogo chce,
i prowadzi drogą prostą, kogo chce.
– Sura ”Ibrahim”, wers 4

Do Boga należy dowód przekonywający; gdyby On zechciał, to podprowadziłby was wszystkich drogą prostą. – Sura “Trzody”, wers 149

Dlaczego nie warto rozmawiać z ludźmi o przeciwnych poglądach

Raz za razem wybucha debata: salwy argumentów, kanonada retoryki, facebookowy ostrzał. Przekonanie o niezaprzeczalnej słuszności „naszych” poglądów a bezrozumnej miałkości „ichnich”. Za lub przeciw: uchodźcom, LGBT, szczepieniom, ściekom, rządowi, religii, tej czy innej wojnie, Brexitowi, Gilets Jaunes, Black Lives, green energy, i tak dalej, w różnych krajach i w różnych epokach. 

Niedawno trafiłem na Facebooku na post z pytaniem, jak należy przekonywać z do swoich racji „homofobów”, co przypomniało mi, jak sam kilka lat temu byłem uczestnikiem prób dialogu z „islamofobami”. Już samo określenie kogoś mianem „fobów” kieruje jednak rozmowę – jeśli jej celem ma być przekonanie kogoś do czegoś – ku porażce; a za to wiele dobrego wróży, jeśli jej celem mają być wzajemne fajerwerki erystyki.


W tak zdefiniowanej rozmowie cokolwiek byśmy nie mówili, będzie to prowadziło do utwierdzania drugiej strony w jej poglądach. Argumenty będą postrzegane nie jako nie logicznie słuszne wnioskowanie, czy przywołanie przekonywujących faktów, ale jako zręcznie rzucane wyzwania, które trzeba zbić celną kontrą. No bo przecież tak właśnie je dobieramy, w rozmowie z owymi „fobami”….

Taka rozmowa jest jak mecz piłkarski. Kibice przegranej drużyny nie mówią – „no tamci drudzy są lepsi, mieli rację, od teraz kibicujemy przeciwnikom”, tylko szykują się na następne starcie.

Kiedy jedna strona w „rozmowie o LGBT” chce wytłumaczyć tej drugiej, że homofobia jest niewłaściwa, to druga chce z równym zapałem przekonać tą pierwszą, że homoseksualizm jest groźny. Jakie są jednak szanse, że jedni przekonają drugich? Czy „pierwsza strona” dopuszcza istnienie jakichś argumentów, które przekonałyby ją o szkodliwości homoseksualizmu? A jeśli nie dopuszcza takiej możliwości, to dlaczego niby druga strona nie miałaby być równie przekonana o nieobalalnej słuszności własnego poglądu szkodliwości „ideologii LGBT”?

Tak samo i z islamem. Czy rozmawiając z przeciwnikami islamu dopuszczamy, że mogą oni mieć jakieś argumenty, które mogłyby nas przekonać o błędności naszych poglądów, odwieść od naszej wiary? Co takiego mogliby powiedzieć, abyśmy stwierdzili: „no tak, mają rację, z tym islamem to pomyłka, to była błędna koncepcja, od teraz przestaję wierzyć”. Jakie są argumenty, które mogłyby nas do tego doprowadzić?

A jeśli nie dopuszczamy istnienia takowych, to dlaczego sądzimy, że w optyce drugiej strony jest inaczej, że w ich perspektywie może być dopuszczalne istnienie jakichkolwiek argumentów, które mogły doprowadzić do odrzucenia poglądu o szkodliwości islamu? Czy ich zdaniem mogą w ogóle istnieć jakieś argumenty, po których wysłuchaniu mieliby oni powiedzieć: “ano fakt, rzeczywiście, islam to pokojowa religia, pożyteczna dla rozwoju społecznego, korzystna dla Polski, czy Europy”?

Jeżeli zaś obie strony zgadzają się w jednym – iż druga strona nie ma argumentów, które mógłby ją odwieść od przyjętego zdania, to pozostaje pytanie: dlaczego w ogóle toczą rozmowę?

Debaty nie służą jednak przekonywaniu rozmówców, tylko potwierdzaniu słuszności własnych racji. Rozmówcę i jego zwolenników należy zmyślnością naszych argumentów pognębić i pokonać, a nie przekonać. Tak było  w średniowiecznych debatach religijnych, co do których pewna ilość zapisów się zachowała – na przykład w debatach chrześcijańsko-muzułmańskich. Tak jest i w debatach we współczesnej humanistyce, lub we współczesnych debatach historycznych, lub w tych na temat roli religii, czy istnienia Boga. Prowadzą one do utwierdzania się obu stron w słuszności swoich poglądów, a nie do ich “wymiany”. Szczególnie dobrze to zaś widać w bieżących debatach politycznych.

Natomiast zmiana poglądów, szczególnie poglądów wykrystalizowanych i ugruntowanych, to proces wieloletni, poza kontrolą pojedynczych rozmówców czy debat. I na ten proces wpływają zupełnie inne czynniki niż takie rozmowy.

Oczywiście poza debatującymi i ich oddanymi zwolennikami jest jeszcze szersza publika, bez wykrystalizowanego zdania czy opinii w danej sprawie. I to o jej przekonanie i pozyskanie toczy się często spór. A gdy ktoś spośród tej publiki już sobie zdanie wyrobi, to przekonać go później do jego zmiany staje się niemożliwym.

Jest tu jeszcze jedna kwestia, a mianowicie wiedzy. Otóż niekiedy wydaje się, że przeciwnikom jakichś naszych „słusznych” poglądów po prostu brakuje informacji, wiedzy, wystarczy im pokazać, jak jest naprawdę, a zmienią zdanie. Bardzo często jednak tak nie jest. Antysemici, islamofobowie, homofobowie wiedzą całkiem sporo o obiektach swojej niechęci, ale jest to wiedza zebrana pod tezę, sprofilowana wedle własnych poglądów (tak też zresztą, jak i w przypadku różnych apologetów). Ktoś przeprowadził nawet niedawno badania pokazujące, że przeciwnicy tezy o globalnym ociepleniu wiedzą więcej o klimacie, niż ludzie niemający zdania w tej sprawie. Po prostu spośród ogromu dostępnych informacji zgromadzili akurat te, które zdają się ich przekonania potwierdzać.

Powyższym prawom podlega i niniejszy tekst. Jeśli ktoś sądzi, że w dyskusji nad sensownością debat przedstawi jakieś kontrargumenty, które przekonają mnie o błędności moich poglądów, to winien wiedzieć, że ja przywiązałem się do słuszności tych moich poglądów i nie zamierzam z nich rezygnować, ani też nie dopuszczam myśli, iż racji mogę nie mieć. A na każdy argument o tym, że jednak warto rozmawiać; na każdy przykład sensownej dyskusji; na każdy wywód o zasadności debat, znajdę z pewnością druzgocącą odpowiedź świadczącą o niepodważalnej zasadności „moich” poglądów o bezsensie toczenia debat. Włącznie z bezsensem tej debaty, w którą sam bym się w takim ewentualnym scenariuszu wdawał ☺.  

A gdyby zechciał twój Pan,
to uwierzyliby wszyscy,
którzy są na ziemi.
Czy ty potrafisz zmusić ludzi do tego,
żeby stali się wierzącymi?
– Sura “Jonasz”, wers 99

Przeto kto chce, niech wierzy,
a kto nie chce, niech nie wierzy!
– Sura „Grota”, wers 29

Maciej Kochanowicz – socjolog, zajmował się ewaluacją programów społecznych; z wyznania      muzułmanin; obecnie mieszka w Szwecji.

Related Posts