Od złoczyńców do widoczności: jak zmienia się wizerunek muzułmanów w Hollywood

Hollywood od zawsze było nie tylko fabryką snów, ale również zwierciadłem — czasem krzywym — przez które miliony ludzi na całym świecie postrzegają rzeczywistość. Przez ponad sto lat amerykańska kinematografia kreowała obraz muzułmanów — zwłaszcza Arabów — jako niebezpiecznych, egzotycznych i często odczłowieczonych. Od filmów niemych po współczesne seriale streamingowe, muzułmanie bywali ukazywani jako prymitywni barbarzyńcy oraz tajemniczy obcy. W ostatnich latach w tej narracji zaczęły jednak pojawiać się pęknięcia. Do głosu dochodzą bowiem nowe pokolenia twórców — w tym sami muzułmanie — którzy opowiadają swoje historie inaczej: z większą autentycznością, głębią i ludzkim wymiarem.

Sto lat stereotypów

Stereotypy na ekranie mają długą historię. Już w latach 20. i 30. XX wieku Hollywood serwowało widzom zromantyzowane wizje Bliskiego Wschodu — pełne szejków, haremu i piaszczystych pustyń. Filmy takie jak Szejk (1921) czy Złodziej z Bagdadu (1924) budowały mit Wschodu jako miejsca egzotycznego, tajemniczego, a zarazem dzikiego — zgodnie z kolonialną wyobraźnią Zachodu.

Z biegiem czasu, szczególnie w latach 80. i 90., ton tych przedstawień stawał się coraz bardziej złowieszczy. W obliczu rosnących napięć na Bliskim Wschodzie, muzułmanie coraz częściej pojawiali się w kinie jako terrorystyczne zagrożenie. W takich filmach jak Prawdziwe kłamstwa (1994) czy Decyzja wykonawcza (1996) arabscy terroryści stali się niemal domyślnymi złoczyńcami: bez twarzy, bez motywacji, często wrzeszczący po arabsku i mówiący łamaną angielszczyzną — idealne tło dla amerykańskiego bohaterstwa.

Problem ten szeroko opisał profesor Jack Shaheen w przełomowej książce Reel Bad Arabs, w której przeanalizował ponad 900 filmów przedstawiających Arabów i muzułmanów w negatywnym świetle. Jak wykazał, hollywoodzkie klisze są nie tylko liczne, ale i głęboko zakorzenione — i przez dekady pozostawały niemal niezmienne.

Po 11 września: apogeum demonizacji

Po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 roku wizerunek muzułmanów w amerykańskich mediach jeszcze się pogorszył. W popularnych serialach takich jak 24 godziny, Uśpiona komórka czy szczególnie Homeland, muzułmanie byli niemal wyłącznie przedstawiani jako potencjalni terroryści, ekstremiści, zdrajcy. Ich religia i pochodzenie same w sobie stawały się powodem podejrzeń.

Homeland, który zadebiutował w 2011 roku, stał się symbolem tej narracji, całkowicie uosabiając wypowiedziany przez George’a Busha slogan: „albo jesteś z nami, albo z terrorystami”. Choć serial zdobył wiele nagród, wielokrotnie krytykowano go za islamofobiczne wątki i kulturowe nieścisłości — od mylenia języków i imion (np. arabscy muzułmanie z perskimi imionami), po niezmienne ukazywanie muzułmańskich miast jako pogrążonych w całkowitym chaosie. Nawet gdy postacie muzułmańskie ukazywane były w bardziej pozytywnym świetle, sama ich lojalność wobec USA była przedstawiana jako coś niezwykłego i dziwnego.

Statystyki nie kłamią

Problem nie ogranicza się do jakości reprezentacji — dotyczy również jej ilości. Z raportu Missing & Maligned: The Reality of Muslims in Popular Global Movies, opublikowanego w 2021 roku przez Uniwersytet Południowej Kalifornii, wynika, że muzułmanie stanowią mniej niż 2% mówiących postaci w popularnych filmach, mimo że stanowią około 24% globalnej populacji. Kiedy już się pojawiają, często są sprowadzani do jednej z kilku ról: gniewnego fanatyka, uciśnionej kobiety lub anonimowego terrorysty. Ponad połowa ich ról związana jest z przemocą i „obcością” i zazwyczaj mówią z wyraźnym akcentem i noszą „egzotyczne” ubrania.

Nie są to jedynie niegroźne fabularne wybory. Badania pokazują, że negatywny obraz muzułmanów w mediach realnie wpływa na postawy społeczne, sprzyjając poparciu dla dyskryminacyjnej polityki i działań militarnych. Jak zauważa Sue Obeidi z Muslim Public Affairs Council: „Jeśli ktoś nie zna żadnego muzułmanina, to jego wiedzę na temat tej religii i społeczności kształtują filmy. A jeśli te filmy pokazują tylko negatywne obrazy — to prowadzi do bardzo realnych, często tragicznych konsekwencji.”

Riz Ahmed i test, który zmienia zasady gry

Na szczęście coraz częściej pojawiają się głosy sprzeciwu. Jednym z najbardziej wyrazistych należy do Riza Ahmeda — brytyjskiego aktora i muzyka pakistańskiego pochodzenia, który od lat walczy o sprawiedliwą reprezentację muzułmanów w mediach. W emocjonalnym wystąpieniu w brytyjskim parlamencie w 2017 roku Ahmed mówił o tym, jak brak pozytywnych wzorców w kulturze popularnej może przyczyniać się do alienacji, frustracji i radykalizacji młodych muzułmanów. „Gdzie są nasze historie?” — pytał. „Gdzie są bohaterowie, z którymi możemy się utożsamiać?”

W odpowiedzi na ten apel powstał tzw. „test Riza” — narzędzie służące ocenie filmów i seriali pod kątem tego, jak przedstawiają muzułmanów. Jeśli muzułmańska postać jest przedstawiana jako zagrożenie, mizogin lub ekstremista, albo jeśli islam ukazywany jest wyłącznie jako opresyjny — film testu nie zdaje.

Nowe głosy, nowi bohaterowie

Powoli, ale konsekwentnie, Hollywood zaczyna odchodzić od szkodliwych klisz. Co ciekawe, zmiana zaczyna się nawet w gatunkach, które dotychczas były bastionem stereotypów — takich jak thrillery polityczne. W NCIS: Los Angeles poznajemy Sama Hannę — muzułmanina i byłego komandosa Navy SEAL, który jest patriotą i profesjonalistą, a jego wiara stanowi naturalny element jego tożsamości. Jego koleżanka, agentka Fatima Namazi, nosi hidżab, pochodzi z Beverly Hills i nie wpisuje się w żaden z popularnych schematów — nie jest ani bidulą ani ofiarą.

W serialu Jack Ryan (Amazon Prime) muzułmaninem jest nawet dyrektor CIA — James Greer, konwertyta, który nie tylko zna islam, ale też otwarcie potępia uprzedzenia. Z kolei w FBI (CBS) w roli głównego agenta występuje Zeeko Zaki — Amerykanin egipskiego pochodzenia, który nie musi w żaden sposób tłumaczyć swej tożsamości: po prostu robi swoją robotę. To postacie złożone, wielowymiarowe — wierzące, lojalne, czasem wątpiące. Ale przede wszystkim ludzkie.

Reprezentacja codzienności

Zmiana nie ogranicza się do kina sensacji i akcji. Coraz częściej pojawiają się seriale i filmy, które pokazują muzułmanów w ich codziennym życiu — zmagających się z tymi samymi dylematami co każdy inny. Serial Ramy (Hulu) opowiada o młodym muzułmaninie z New Jersey, który próbuje pogodzić religijność z życiem w Ameryce. The Big Sick, współtworzony przez Kumaila Nanjianiego, pokazuje historię miłości i różnic kulturowych bez moralizatorstwa i egzotyki — za to z humorem i czułością.

Jak zauważa Reza Aslan, autor książek i producent telewizyjny, celem bardziej widocznej reprezentacji nie jest pokazywanie muzułmanów jako kogoś lepszego. Chodzi o to, by pokazywać ich po prostu jako ludzi — z ich radościami, wadami i niepewnościami. „Hollywood kieruje się pieniędzmi,” mówi Aslan. „Jeśli pokażemy, że opowiadanie zniuansowanych historii się opłaca — to będą one powstawać.”

Jeszcze długa droga

Chociaż postęp jest widoczny, droga do rzeczywistej reprezentacji muzułmanów w zachodniej kinematografii pozostaje długa. Wiele ról wciąż opiera się na schematach, a postaci muzułmańskie nadal zbyt często definiowane są wyłącznie przez swoją religię lub pochodzenie. Zbyt rzadko widzimy muzułmanów jako lekarzy, nauczycieli, sąsiadów — zwyczajnych ludzi, którzy nie muszą tłumaczyć, kim są i dlaczego są normalni. Zbyt rzadko to oni sami opowiadają swoje historie — jako insiderzy, a nie z perspektywy zewnętrznego obserwatora. Jak podsumowuje Sue Obeidi: „Być widocznym — to jedno. Być przedstawionym uczciwie i z szacunkiem — to zupełnie co innego.”

Zmiana trwa — choć nie bez oporu. Ale dzięki zaangażowaniu twórców takich jak Riz Ahmed, coraz większej świadomości odbiorców i determinacji społeczności muzułmańskiej, Hollywood zaczyna dostrzegać, że muzułmanie to nie tylko wrogowie czy egzotyka. To także twórcy, widzowie, bohaterowie — po prostu ludzie.

Related Posts